Wiadomości z Rudnika nad Sanem i okolicy
 
Marzec 2008  [Archiwum]


31.03.2008

     Problem z zamykaniem

 Kolejna "złota czcionka". Tym razem dla jednego z rudnickich sklepów.
Za co ?
Wystarczy spojrzeć na zdjęcie nadesłane przez Łukasza Macha (thx).
       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

30.03.2008

Z ostatniej chwili

Orzeł Rudnik - Sokół Kamień 2:1 (1:0).
Bramki dla naszej jedenastki zdobyli :
Marcin Szymonik i Jacek Marut.
Atmosferę tego pierwszego oficjalnego meczu w Rudniku
w rundzie wiosennej - oddają zdjęcia.

     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie   

     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie      Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

28.03.2008

W notatce o ostatnim meczu Orła Rudnik w Łowisku zabrakło informacji o tym, że pierwszą bramkę dla naszej
drużyny w rundzie wiosennej strzelił Łojek. Kibice mają nadzieję, że w niedzielnym meczu z Sokołem Kamień
będą następne gole.
______________________

Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku

  Dawniej wieszali Judasza

- Dziś idziemy do sklepu i kupujemy palmę, pisanki i serwetki. Dawniej wszystko robiło się samemu - wspomina Lucyna Chylińska w Koła Gospodyń Wiejskich w Kopkach. Wspólnie z gospodyniami z Kopek, w rudnickim Liceum
Ogólnokształcącym pokazała jak należy zrobić wielkanocną palmę i ozdobić pisankę. Opowiedziała także młodzieży
o dawnych, zapomnianych już zwyczajach.

  Tuż przed świętami Wielkiej Nocy, w środę, 19 marca, w Liceum Ogólnokształcącym w Rudniku nad Sanem odbyło się spotkanie młodzieży z przedstawicielkami Koła Gospodyń Wiejskich w Kopkach. Podczas gdy gospodynie siedzące
za wielkim stołem robiły pisanki, świąteczne serwety i kolorowe palmy, Lucyna Chylińska z pasją opowiadała o dawnych obyczajach. - Dawniej pisanka musiała być w domu wyprodukowana. Jakaś tam czubatka zniosła jajko, potem czyste
jajko przynoszono do domu. Dbano, by było nie natłuszczone. Przeważnie wieczorem, w Wielki Piątek dzieci brały się do ozdabiania - opowiada Lucyna Chylińska. -Jajka pisane były przeważnie woskiem. Potem się je farbowało i wychodziły
piękne pisanki. Można było też pofarbować całe jajko i wydrapać później wzorek.
Oprócz pisanek, dawniej w domach robiono też palmy. Ozdabiano je zielonymi gałązkami, które symbolizowały
narodzenie nowego życia.
- Kwiatów o tej porze jeszcze nie było. Więc gospodynie robiły sztuczne z kolorowej bibuły - wyjaśnia gospodyni
z Kopek. Jednak nie tylko przygotowanie palm i święconki było tematem spotkania w rudnickim LO. Gospodyni
przypomniała także stary zwyczaj wieszania Judasza. Obrzęd ten nawiązuje do historii zmartwychwstania Chrystusa, przypominając o zdradzie Judasza. Jest to też schrystianizowana forma topienia Marzanny, która wyrosła
z pogańskich obrzędów powitania wiosny. - Widowisko rozpoczynało się w Wielki Czwartek nocą, w niektórych
regionach już w Wielką Środę, kończąc się następnego dnia po południu - opowiada Chylińska.
- Kukła przedstawiająca Judasza była sądzona, a następnie wieszana na wieży kościelnej. W Wielki Piątek strącano
Judasza z wieży, a następnie bito, szarpano, włóczono po wsi. Na koniec podpaloną kukłę wrzucano do rzeki czy stawu.
[dag, Sztafeta]
______________________

27.03.2008

     Problem ze śmieciami

 Zjawisko zaśmiecania okolicznych lasów nie ma już wyłącznie charakteru incydentalnego. Coraz częściej wywozi się tam traktorami całe przyczepy śmieci (!). To zdjęcie zostało wykonane w pobliżu ul. Kończyckiej i jest
niestety efektem ..."świątecznych porządków" mieszkańców Rudnika.
Wielu mieszkańców naszego miasta wciąż nie podpisało jeszcze umowy
na wywóz śmieci, choć ZGKiM sprzedaje pojemniki na odpady komunalne
w promocyjnej cenie 60 zł.
       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

26.03.2008

W prasie lokalnej

  Tenisowa "masówka" w Rudniku

 Już po raz 16, w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Rudniku rozegrany zostanie Masowy Cykl Turniejów
Tenisa Stołowego, największa impreza w tej dyscyplinie sportu, nie tylko w naszym regionie, ale i na całym Podkarpaciu.
Pierwszy turniej rozegrany zostanie w najbliższy piątek 28 marca oraz sobotę 29 marca. Następnie uczniowie szkół podstawowych, gimnazjów oraz szkół ponadgimnazjalnych, rywalizować będą w dniach: 11, 12, 25, 26 kwietnia
oraz 10 maja.

- Celem organizowanych przez nas "masówek" jest popularyzacja tenisa stołowego w szkołach. W naszych turniejach corocznie uczestniczy kilkuset uczniów różnych szkół, mam nadzieję, że i w tym roku będzie podobnie - mówi dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Rudniku Piotr Potocki.
[Pisz, Echo Dnia]

______________________

24.03.2008

Z cyklu - W prasie lokalnej o Rudniku.

Panorama parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Rudniku-Stróży

   Budują świątynię ducha

  Rudnicka parafia w Stróży ma zaledwie 21 lat. Murowany kościół pnie się wysoko w górę. Nowoczesna plebania
i zadbane otoczenie mogą być dumą parafian.

Proboszcz ks. Bogdan Król przyjechał do Rudnika nad Sanem zaledwie kilka miesięcy temu. Postanowił na solidnym materialnym fundamencie zbudować teraz prawdziwą świątynię ducha.

    Wirtualny cmentarz 

  Tradycyjne wspólnoty parafialne - ministranci, chór i Żywy Różaniec - to za mało. W Stróży jest jeszcze wspólnota plastyczna, która przygotowuje oprawę artystyczną różnych uroczystości. Na Boże Narodzenie jej członkowie wysłali
na przykład rodakom za granicą własnoręcznie zrobione kartki świąteczne z życzeniami od całej parafii, pod którymi
podpisał się proboszcz. Młodzież zrobiła także świąteczne stroiki, które wraz z kartkami i dołączonymi do nich opłatkami wręczyli najstarszym, samotnym i chorym mieszkańcom parafii. Stroiki te roznosiła z kolei grupa charytatywna.
Grupa informatyczna przygotowała wirtualny cmentarz, który ma pomóc osobom przebywającym na obczyźnie pamiętać
o najbliższych pochowanych w Rudniku.
- Wkrótce powstanie też grupa animacyjna, której celem będzie pomoc kapłanowi w przekazywaniu treści biblijnych,
zamiast kazania na przykład pokazywanie niektórych scen z Pisma Świętego, przygotowywanie jasełek czy też odgrzebywanie dawnych, lecz zapomnianych już tradycji - zapowiada ks. Bogdan Król. Na razie w grupach parafialnych zaangażowanych jest około trzydziestu młodych ludzi, z gimnazjum i liceum.

   Pamiątkowe witraże

  Myśl zbudowania świątyni w Stróży, obecnie dzielnicy Rudnika nad Sanem, narodziła się na początku lat 80.
1 czerwca 1983 r. starania proboszcza parafii Rudnik ks. Edwarda Franuszkiewicza zostały nagrodzone pozwoleniem
ówczesnego naczelnika Miasta i Gminy na budowę kościoła. Szybko przystąpiono do gromadzenia materiałów potrzebnych
do budowy świątyni według projektu Romana Orlewskiego z Rzeszowa. Dwa lata później, dokładnie 30 czerwca 1985 r., biskup Ignacy Tokarczuk poświęcił kościół. Minęły kolejne dwa lata i w Stróży została erygowana parafia. Pierwszym jej proboszczem został ks. Jan Jasiewicz. Cały czas trwały prace nad upiększaniem świątyni i jej otoczenia, została ona ogrodzona i otynkowana. Wzniesiono dzwonnicę, założono i ogrodzono cmentarz parafialny. Ostatnio zamontowano
także witraże poświęcone świętym Polakom kanonizowanym przez Jana Pawła II. Uroczystej konsekracji kościoła
dokonał bp Wacław Świerzawski 16 czerwca 2002 roku.
[Andrzej Capiga, Gość Niedzielny, dodatek Sandomierski]

Ks. Bogdan Król
Ur. 1966 roku w Janowie Lubelskim. WSD ukończył w Lublinie. Studia doktoranckie na Uniwersytecie Gregoriańskim
w Rzymie. Po powrocie do kraju pracował najpierw jako ojciec duchowny w Instytucie Teologicznym w Sandomierzu, następnie petnił funkcję wicerektora WSD w Sandomierzu oraz duszpasterza akademickiego KUL w Stalowej Woli.
Od lipca 2007 r. jest proboszczem parafii w Rudniku-Stróży.

   Zdaniem proboszcza

 Dzięki myśleniu wspólnotowemu powstała parafia i piękna świątynia. Jezus chce, abyśmy wybudowali Mu równie
piękną świątynię w naszych sercach. Tak jak świątyni z kamieni nie sposób wybudować bez zaangażowania i wzajemnej pomocy każdej osoby w parafii, tak i tej "świątyni serca" nie wzniesie nikt sam. Wielką pomocą jest tu przykład dobrego, uczciwego życia, potocznie określanego przez wielu "jak Bóg przykazał". Równie skutecznym znakiem pobudzającym człowieka do refleksji nad własnym życiem, i w nim miejscem dla Boga, jest wiara rodziców, dziadków, wychowawców. Ponadto nie sposób przecenić przykładu zaangażowania, ofiarności i dobroczynności na rzecz parafii w całym złożonym procesie budowania mocnej, solidnej wiary w sercach każdej parafianki i parafianina. Dziękuję z serca tym wszystkim,
którzy tę misje rozumieją i angażują swój czas, siły, talenty i środki materialne dla dobra wspólnego naszej parafii.

Zapraszamy na Msze św.

Niedziele i święta: 8.30, 10.30, 17.00
(oprócz wakacji)
Dni powszednie: 18.00 lub 17.00 (zimą)
______________________

23.03.2008


ŁKS Łowisko - Orzeł Rudnik 1:1 (0:1).
Po tym meczu Orzeł spadł na 7 miejsce w tabeli. W najbliższą niedzielę nasza drużyna zagra w Rudniku
z Sokołem Kamień.

______________________


22.03.2008

        Na zdjęciach - Wielka Sobota AD 2008

  w rudnickim kościele pod wezwaniem Trójcy Świętej.


     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie      


     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

21.03.2008

W prasie lokalnej o Rudniku

 Rudniccy wikliniarze poznali nowe odmiany wikliny

   Uszlachetnijmy amerykankę

  W rudnickim Centrum Wikliniarstwa odbyła się ostatnia z trzech prelekcji, których celem było pokazanie innego
podejścia do wikliniarstwa. Tym razem przed mieszkańcami wystąpił profesor Stefan Szczukowski z Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego.

  Profesor Szczukowski nie po raz pierwszy gościł w Rudniku nad Sanem. W połowie lat 60. przebywał w wiklinowym
grodzie na miesięcznych praktykach w zakładach "Jedność" i "Wikplast". Tam poznał miejscowych mistrzów wyplatania.
Uczył się wyplatać, patrzył jak opracowywane są nowe wzory. Wszystko to sprawiło, że zakochał się w wiklinie.
Teraz tą miłością zaraża swoich studentów. Wspólnymi siłami na Warmii pracują nad nowymi odmianami wikliny.
   W czasie wizyty w Rudniku przekonywał miejscowych plantatorów i hurtowników, że warto inwestować w nowe
odmiany wikliny. Profesor Stefan Szczukowski zachwalał nie tylko popularną w Rudniku i okolicach amerykankę, polecał
także nowe odmiany w tym salix viminalis, czyli popularną wierzbę energetyczną. W czasie prezentacji multimedialnej
pokazał przykłady mebli wykonanych z salix. - Są nie tylko piękne, ale i wytrzymałe - podkreśla Szczukowski.
- Próbowałem nawet po nich skakać.
Profesor po raz pierwszy zetknął się z takim nowatorskim zastosowaniem salix viminalis w czasie wizyty w Niemczech.
Teraz próbował namówić mieszkańców, by zaszczepili nową odmianę na rudnickich gruntach. Przybyłych na konferencję próbował przekonać, pokazując zdjęcia pięknych i bardzo nowoczesnych mebli wykonanych z wierzby energetycznej.
   Profesor Saczukowski namawiał miejscowych plantatorów do odnowienia swoich plantacji. Jego zdaniem, rudnickie
plantacje 30-, 40-letnie już się wyrodziły. Dlatego też najlepszą metodą byłoby zniszczenie obecnych upraw i powtórne nasadzenie nowych. Dzięki temu udałoby się uszlachetnić popularną w Rudniku amerykankę.
[dag, Sztafeta]
______________________

20.03.2008

 Z cyklu - nowe sklepy i firmy w Rudniku.

Rudnicka Firma Majster otworzyła ostatnio nowy skład budowlany.
W ofercie posiada m.in. węgiel, cement, cegły, pustaki, klinkier, pokrycia dachowe, systemy rynnowe,
folie budowlane, płyty gipsowe, farby, kleje itp. Mieści się on przy ul. Rzeszowskiej, obok salonu meblowego Acer.
Majster posiada w Rudniku dwa sklepy : przy ulicy Rynek 48 oraz wspomniany wyżej, przy ul. Rzeszowskiej.
Sklepy czynne są w godzinach 7:30 do 17:00.
[Informacja, Firma Majster, thx]
______________________

19.03.2008

Z prasy lokalnej

Rudnickie konie dla Kościuszki

     Rzeźbi panoramę

  W pracowni rzeźbiarza Jana Macieja Łyko z Rudnika nad Sanem powstaje cześć Panoramy Racławickiej.
Wykonanie drewnianej makiety bitwy zlecił jeden z polskich biznesmenów.

  W mojej gestii są konie, na których walczyli kościuszkowcy - mówi Jan Maciej Łyko, rudnicki rzeźbiarz.
- Zrobiłem też kilka wozów do zaprzęgów, jakich używały wojska w tamtych czasach - informuje. Na pomysł
zbudowania makiety słynnej bitwy wpadł Janusz Król, mieszkający pod Racławicami biznesmen. Na jego zlecenie
pracuje kilkunastu rzeźbiarzy w całej Polsce. -To duże przedsięwzięcie. Na razie dogaduję z artystami szczegóły.
Chodzi mi o realistyczne odwzorowanie walki - powiedział nam Janusz Król.
Drewniana makieta racławickiej bitwy będzie się składała z kilkuset, może nawet kilku tysięcy postaci.
- Prace potrwają przynajmniej rok - mówi biznesmen spod Racławic. Na razie jeszcze nie wie, gdzie będzie prezentował makietę. - Jeśli dziełem nie zainteresuje się żadna instytucja, zrobię wystawę w moim domu pod Racławicami - dodaje pomysłodawca przedsięwzięcia.
[bp, Echo Dnia].
______________________

18.03.2008

Dzisiaj (wtorek) o 10:00 i o 20:00 Telewizja Miejska Stalowa Wola wyemituje relację z XVII sesji Rady Miejskiej
w Rudniku nad Sanem. Powtórna emisja będzie miała miejsce we czwartek, 20 marca, o 10:00 i o 20:00.
______________________

17.03.2008

  Ostatni sparing Orła

Victoria Łukowa - Orzeł Rudnik 4:4
Bramki dla naszej drużyny zdobyli : Marut (2), Szopa i Piędel.
22 marca rozpoczną się rozgrywki rundy wiosennej klasy okręgowej. Orzeł zainauguruje je wyjazdowym meczem
w Łowisku, z tamtejszym ŁKS. Przypomnijmy, że nasi piłkarze zakończyli rundę jesienną na 6 miejscu,
zdobywając 22 punkty, przy bilansie bramkowym 31:21.

______________________

16.03.2008

     Biedronka w Rudniku - coraz bliżej

 Prace budowlane budynku sklepu sieci Biedronka w Rudniku nabrały
dużego tempa. Trwa montaż dachu. Powstanie tego sklepu będzie
z pewnością punktem zwrotnym w historii handlu w naszym mieście.
Zwłaszcza w kwestii cen podstawowych artykułów spożywczych.
    Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie    Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

    Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie    Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

15.03.2008

Można już kupić nowy numer "Przeglądu Rudnickiego" [1/2008 (43)].
W czasopiśmie znajdziemy :

Apel do wszystkich miłośników ziemi rudnickiej ...............................................................................
Wiadomości rudnickie ................................................................................................................
Agnieszka Kopacz - Od listopada do lutego....................................................................................
Joanna Maczuga - Święto Patrona Szkoły w Publicznym Gimnazjum im. Orląt........................................
Dorota Kondysar - Wywiad ze Stanisławem Górskim.........................................................................
Krystyna Wójcik - Działalność Miejskiego Ośrodka Kultury w Rudniku nad Sanem w 2007 roku .................
Stanisława Górska-Zięba - Z życia seniorów w naszym mieście..........................................................
Alicja Pruszkowska - Złoty jubileusz absolwentów rudnickiego LO.......................................................
Stanisław Gazda - Rudnik miał szansę...........................................................................................
Przegląd historyczny.................................................................................................................
Zdzisław Chmiel 43 lata w służbie ukochanemu "miastu nad Sanem" i jego mieszkańcom .........................
Wspomnienia Józefa Mroczki.......................................................................................................
Stanisław Gazda - Święta Bożego Narodzenia w Rudniku nad Sanem...................................................
Przegląd młodych......................................................................................................................
Anna Błądek, Bożena Błądek i Tomasz Kruk - Nasze wspomnienia po wycieczce do Lwowa.......................
Marcin Tofilski - Szkoła we wspomnieniach mojej babaci i mojego dziadka cz. I ....................................
Poezja ...................................................................................................................................
Fotoreportaż ...........................................................................................................................
Działalność Miejskiego Ośrodka Kultury w Rudniku nad Sanem w 2007 roku ..........................................
5
6
7
26
29
33
37
42
63
67
68
71
75
84
85
87
90
93
94

______________________

Oto jeden z artykułów wspomnianego "Przeglądu" :

    Wspomnienia Józefa Mroczki

Motto:
Tylko to co dobre
Albo z dobrej chęci
Na zawsze zostaje
W ludzkiej pamięci

     -OTTO-

  Są w życiu sytuacje, jakich nawet najlepsi mistrzowie gatunku "science fiction" by nie wymyślili. Zdarza się, że stają
się bezwiednie naszym udziałem, z którego nawet najczęściej sprawy sobie nie zdajemy. Dopiero po latach, wskutek nabytych doświadczeń i przemyśleń zaczynamy rozumieć, że w takiej właśnie sytuacji uczestniczyliśmy. Z perspektywy minionych, przeżytych lat, mogę śmiało powiedzieć, że o kilka takich zdarzeń było mi danym bezpośrednio się "otrzeć". Opowiem pokrótce jedną z nich, tym bardziej, że miała ona swój początek w rodzinnym Rudniku.

W mrocznych czasach pierwszej połowy lat czterdziestych ubiegłego wieku, były to lata okupacji niemieckiej,
z wszystkimi wynikającymi z niej "urokami". Począwszy od najświeższych wspomnień bombardowań nie stanowiącego
przecież żadnego obiektu militarnego miasteczka, czy opowieści o wyczynach niemieckiego wspólnika agresji na
zasolańskich terenach, po trudności dnia bieżącego, takie jak powszechnie niedostatek, wszechobecność policji, po
widok traktowania przez okupanta żydowskiej części obywateli miasta, strach przed wywózką na przymusowe roboty
do Rzeszy, bądź obowiązkiem świadczenia pracy na rzecz okupanta na warunkach przeniesionych z epoki niewolnictwa.
A okupant był, co by tu nie mówić, praktycznie rozbójnikiem. Zaraz po zajęciu Rudnika zorientował się co jest bogactwem tego terenu. Drewno, to w czasie tak pokoju jak i wojny, cenny surowiec.
A, że wtedy Puszcza Sandomierska to nie to samo co dzisiejsze jej pozostałości, Niemcy natychmiast przystąpili do jej eksploatowania. W rejonie dzisiejszego Nadleśnictwa wykonali plac przeładunkowe składowy oraz duży tartak.
Doprowadzili do niego bocznicę kolejową oraz wybudowali dojazdowe linie kolejki wąskotorowej. Jedną z Rudnika do
Nartu, a drugą z Rudnika do Soli przez most na Sanie w Krzeszowie. Dziś po tamtych inwestycjach pozostało jedynie
wspomnienie nielicznych żyjących oraz betonowe silosy punktów poboru wody dla tartaku usytuowane na rzece Rudna
w pobliżu Nadleśnictwa i most pod bocznicą kolejową w okolicy nieistniejącej już fabryki kalafonii i terpentyny.
Ale w tamtych dniach zarówno w lasach Puszczy Sandomierskiej i Solskiej, jak i tartaku praca szła pełną parą. Kolejki dowoziły surowiec, tartak przecierał kloce na tarcicę, a ta pociągiem przewożona była zgodnie z niemieckimi potrzebami.

Dla zaspokojenia potrzeb miejscowych zostawały pniaki na porębach. Wchodziłem wtedy w dorosłe życie. Wraz
z najbliższymi obawiałem się wywózki na roboty przymusowe w głąb Niemiec. Aby temu zapobiec mój ojciec, dobrze
znający język niemiecki z racji długoletniej służby w c.k. armii Franciszka Józefa I, zabrał mnie pewnego dnia do
arbaitsamtu w Nisku, gdzie używając skutecznej argumentacji ochronił mnie od wywózki jako jedynego żywiciela rodziny. Żywiciel (nawet jedyny) - żywicielem, ale obowiązek pracy na rzecz obowiązku wojennego rzeszy nadal na mnie ciążył.
Z tego powodu skierowano mnie do pracy w jednaj z firm w Rudniku zajmujących się przeróbką drewna. Tak zostałem brenizerem, czyli ładowaczem drewna z firmie "Bermana". Pamiętam dobrze dzień w którym we współpracującej firmie
"Kroll" zabrakło ludzi do pracy przy tartakach. Władka Skibę i mnie oddelegowano wówczas z "Bermana" do "Krolla".
Natężenia pracy było tak duże, że z trudem zdążyliśmy podawać kloce dla dwóch tartaków. Wysiłek i brak możliwości zjedzenie choćby kromki chleba spowodował, że kiedy w tartakach zmieniano piły weszliśmy z Władkiem do kanału
i posmarowaliśmy towotem pasy transmisyjne, co unieruchomiło na jakiś czas tartak. Ale wyczyn nie przeszedł bez echa. Prawie natychmiast na teren firmy przyjechali dwaj uzbrojeni niemieccy żandarmi, których dozorca Wawrzek
Szczerbaty poinformował, kto jest winnym przestoju. Słysząc słowo "sabotaż" zorientowaliśmy się co się święci
i wzięliśmy nogi za pas. Władek skutecznie, ale ja upadłem i żandarmi mnie złapali.
Przyprowadzili mnie do znajdującego się nieopodal biura, w którym urzędował Józef Olko. Tam spodziewałem się
najgorszego, gdy po raz pierwszy w życiu los się do mnie uśmiechnął, a to za sprawą mojego szefa z firmy "Bermana"
Otto Holzhauera, który dowiedziawszy się o zdarzeniu, zasapany wpadł do biura, złapał żandarma za karabin i krzyknął
"Józef uciekaj". Dwa razy nie musiał krzyczeć. Raz wystarczyło.

Myślę dziś, że choć nie byłem po specjalnych treningach, czas w jakim przebyłem drogę z firmy do domu, do dziś jest rekordem nie do pobicia. Był to swego rodzaju bieg po życie, w którym przeszkody w rodzaju płotu czy rzeczki się nie
liczyły. Ważne, że wygrałem. Ale dom nie był bezpiecznym azylem. Obyczaje Niemców w tym względzie były
powszechnie znane. Ojciec poradził mi szukać schronienia u swojego kolegi - stolarza w Bielinach. Posłuchałem rady,
ale już na drugi dzień musiałem uciekać także z Bielin. A to za sprawą niemieckiej kolumny samochodów z wojskiem
jaka zjawiła się w Bielinach. Ponieważ nie byłem umieszczony w wykazie jako mieszkaniec domu Nalepów mogłem być
dla tych ostatnich powodem dużych kłopotów, nie wyłączając możliwości osadzenia całej rodziny w obozie
koncentracyjnym. W tej sytuacji Nalepowie znaleźli mi przewodnika, jakiegoś chłopca, który sobie znanymi ścieżkami zaprowadził mnie do malowniczej kotlinki, gdzie znajdował się dworek o nazwie Korybutka. Tam znalazłem schronienie
u innego znajomego ojca, także stolarza. W trzecim dniu pobytu w Korybutce pojawił się mój ojciec z wiadomością,
że żandarmi opuścili tartak w Rudniku i mój szef - dobry Niemiec Otto - wzywa mnie na powrót do pracy. Wróciłem
i pracowałem u "Bermana" już bez specjalnych przygód do końca egzystencji tej firmy w Rudniku.

Jednak to nie opisane zajście stanowi dla mnie sedno sprawy. Jej epilog wg mnie nastąpił dwa lata po opisanym
zdarzeniu, niedaleko Rudnika. W lipcu 1944 roku nadzór niemiecki zmienił się na sowiecki. Tartak spłonął.
Nowoprzybyli Rosjanie wykorzystywali przez pięciomiesięczny okres frontowego marazmu plac składowy z bocznicą
kolejową do gromadzenia wojennego sprzętu przeznaczonego do segregacji i naprawy w usytuowanych niedaleko
Dolin warsztatach. A mnie jako dorosłego powołano do wojska. Wojna przecież trwała i mięso armatnie było potrzebne.
Po przeszkoleniu w Lublinie zostałem skierowany jako uzupełnienie do jednaj z jednostek 3 dywizji piechoty I Armii LWP. Miałem przed sobą "wycieczkę" przez Wał Pomorski, Warmię nad Odrą a nawet dalej, bo do Brandenburgii. Ale wtedy marszruta ta nie była mi znana. Starałem się być dobrym żołnierzem. To wynosiło się z domu, gdzie szacunek dla
wojska i munduru był duży.
Sądzę, ze moje starania zostały docenione. Awansowałem do stopnia kaprala, ale chwila zbytniej szczerości
w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie (odpowiedni nadszedł pół wieku później) zakończyła moją
wspinaczkę po szczeblach kariery. Za to zagwarantowała mi służbę do końca wojny w pododdziale zwiadu. Nie będę się
tu rozwodził, na czym to polegało.

Pewnego dnia, wczesną wiosną 1945 r. wykonując zadania bojowe jako dowódca grupy zwiadowczej na terenie Niemiec, przechodziłem obok prowizorycznego obozu jeńców niemieckich, administrowanego przez Rosjan. W pewnej chwili
usłyszałem wołanie "Józef, Józef, Rudnik, Rudnik". Rozpoznałem wołającego - mojego byłego szefa Otto Holzhauera
- tego samego, który uratował mnie od kuli lub obozu. Korzystając z faktu, że wartownicy obozu nie utrudniali,
rozpocząłem z nim rozmowę. W jej trakcie Otto poprosił mnie o wstawiennictwo. Nie odmówiłem, tym bardziej, ze moja kompania miała zaplanowany postój w pobliżu obozu. Udałem się do komendantury i poprosiłem o rozmowę z dowódcą.
Przyjął mnie rosyjski kapitan, skośnooki o wyraźnie azjatyckiej fizjonomii i po wysłuchaniu stwierdził "kak eto był
choroszyj Giermaniec, nada jego chranit" i nakazał mi opisanie wszystkiego co mu powiedziałem. Napisałem więc na
podanej mi kartce papieru ołówkiem nie tylko to, w jakich okolicznościach Otto mnie uratował, ale także o tym, że był uczciwym człowiekiem, bo na przykład za przyniesione z domu nadwyżki żywnościowe, jak nabiał, zawsze godziwie
płacił. I o tym, że nie odmawiał prośbie o wolne do pomocy w pracach polowych, czy z okazji jakiś pilnych
nieprzewidzianych okoliczności. Nawiasem mówiąc te okoliczności to najczęściej potrzeba wyjazdu celach handlowych, stanowiących istotną, prawie nieodłączną część tamtego życia. Napisałem także o tym, że Otto nie taił specjalnie
swojej dezaprobaty wobec i przyjętego przez Niemców sposobu traktowania innych od niemieckiej nacji. Podpisałem
swoje oświadczenie, kapitan również potwierdził je swoim podpisem i z tym papierem zaprowadzili mnie do majora
w czapce z niebieskim otokiem.
Otto zorientował się, że ważą się jego losy i starał się znajdować w pobliżu nas. Major wysłuchał kapitana
i przejrzał pismo. Ja przywitałem się z Niemcem. Major także podał mu dłoń mówiąc przy tym "choroszyj Giermaniec
siejczas pajdiosz damoj". Podziękowałem majorowi a Otto chwilę po tym opuścił obóz. Do domu miał tylko 13 kilometrów. Odchodząc obiecał, że napisze do mnie, bo ma wielki dług wdzięczności. Niestety, nigdy więcej żadnej wieści od niego
ani o nim nie otrzymałem. Być może opieka Opatrzności nad moją osobą była na tyle skuteczna, ze pozwoliła mi na
pokonanie pieszo, w tamtych warunkach paru tysięcy kilometrów i powrót do domu żywym. Jemu być może jej zabrakło podczas pokonywania nawet owych trzynastu kilometrów przyfrontowego terenu.

[Przegląd Rudnicki 1/2008, wspomnienia notował E. Pędlowski Opr. A. Jamróz]
______________________

14.03.2008

Z prasy lokalnej.

Rudnik nad Sanem. Opowieść o Prasko-Rudnickiej Fabryce Koszyków.

  Popatrzmy inaczej na wiklinę

- Czy pamiętacie państwo, kiedy ostatnio jakiś designer zaprojektował dla nas coś z wikliny ? - pyta Janusz Chmiel.
- Ciężko sobie przypomnieć. A kto pamięta polski pawilon na Expo w Aichi ? Nie potrafimy patrzeć inaczej na naszą
wiklinę. Nam zawsze kojarzy się z koszykami. A były czasy, kiedy projektowali dla nas najwięksi. Takie stwierdzenie
padło w czasie zeszłotygodniowej konferencji zorganizowanej w Centrum Wikliniarstwa.

O wiklinie opowiadał Janusz Chmiel. Wywodzi się z bardzo zasłużonej dla Rudnika rodziny. Jego rodzice Zofia i Zdzisław Chmielowie napisali monografię Rudnika, są także współzałożycielami Towarzystwa Miłośników Ziemi Rudnickiej
i pomysłodawcami "Przeglądu Rudnickiego". Syn poszedł w ich ślady. Na co dzień pracuje jako architekt. Wieczorami
zasiada do komputera i poszukuje informacji związanych z jego ukochanym Rudnikiem i wikliniarstwem. W czasie takich poszukiwań natrafił na informacje o Prasko-Rudnickiej Fabryce Koszyków. Wedle zasady "po nitce do kłębka" odkrył
historię tej zapomnianej już przez mieszkańców firmy.
Historię jej powstania i działalność przedstawił w czasie prelekcji wygłoszonej w środę, 5 marca, w rudnickim Centrum Wikliniarstwa. Z zapartym tchem opowieści o znakomitych projektantach, którzy pracowali dla Rudnika, wysłuchało
przeszło 50 osób.
Prasko-Rudnicka Fabryka Koszyków powstała we Wiedniu w II połowie XIX wieku. A założył ją Jakub Kraus.
W latach 1850-1860 dorobił się majątku, prowadząc skład wyrobów papierowych i produkując papierowe worki.
W 1877 roku przeprowadził się do Wiednia. Tam dowiedział się, że Ferdynand Hompesch szuka dystrybutora produktów wikliniarskich. Kraus i Hompesch nawiązali współpracę. Interes szybko okazał się niezwykle opłacalny. W 1881 roku
Kraus zarejestrował Prasko-Rudnicka Fabrykę Koszyków. Właścicielami przedsiębiorstwa zostali synowie Jakuba, Józef
i Karol. Ten ostatni o duszy artysty szczególnie przyczynił się do powstania renomy firmy. Nawiązał współpracę
z największymi ówczesnymi projektantami z Warsztatów Wiedeńskich.
Warsztaty w połowie XIX wieku założyli Józef Hoffman i Koloman Moser. Skupiały wokół siebie artystów i zwykłych rzemieślników, którzy wspólnymi siłami tworzyli m.in. nowe wzory w meblarstwie. Z ich usług skorzystał także Karol
Kraus, jeden z właścicieli Prasko-Rudnickiej Fabryki Koszyków. Dla potrzeb firmy nowe wzory mebli nie tylko
wiklinowych, ale także drewnianych tworzyli Wilhelm Schmidt, Josef Zotti, Hans Vollmer oraz sam Koloman Moser,
czyli najwybitniejsi projektanci wiedeńscy swoich czasów.
W czasie prelekcji Chmiel zwrócił uwagę na ceny, jakie obecnie osiągają meble wyprodukowane przez Prasko-Rudnicką Fabrykę Koszyków. Kolekcjonerzy często płacą za nie tysiące euro. Janusz Chmiel głośno zastanawiał się także,
dlaczego dziś nie produkuje się w Rudniku chociażby replik dawnych mebli. Przytoczył przykład szwajcarskiej firmy
Wittman, która od lat z sukcesem robi repliki mebli zaprojektowanych przez Hoffmana.
Chmiel starał się przekonać mieszkańców i miejscowych przedsiębiorców, że powinni przestać postrzegać wiklinę
tylko przez pryzmat koszy. Wiklina to także doskonałe tworzywo dla artystów i projektantów.
Rudnicka prelekcja odbyła się dzięki wsparciu Lokalnej Grupy Działania Stowarzyszenie "Partnerstwo dla Ziemi Niżańskiej".
[dag, Sztafeta]
______________________

13.03.2008

Dwa linki do stron www stworzonych przez harcerzy z 53 Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego
nadesłał Grzegorz Sekulski (thx). Można tam znaleźć wiele informacji z historii naszego miasta i okolic,
wzbogaconych o ciekawe zdjęcia i opisy.
Link 1: http://www.arsenal.zhp.pl/baza/patrole.php?praca=piorun4
Link 2: http://www.arsenal.zhp.pl/baza/patrole.php?praca=ogniskapoludnia

______________________

12.03.2008

     Rudnickie apteki

 Jeszcze nie tak dawno w tym miejscu przy ulicy Miciewicza była apteka, dzisiaj znajduje się tu kancelaria doradztwa podatkowego.
Ilość aptek nie ulegnie jednak zmianie, w Rudniku znowu będą trzy takie placówki, o czym świadczy aktualne zdjęcie południowo-wschodniej
ściany rynku.
   Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie    Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

11.03.2008

 Orkan "Emma" nie wyrządził może zbyt dużych strat w samym Rudniku,
ale jego świeże ślady są wciąż widoczne w okolicznych lasach.
Na zdjęciach widać efekty wichury w lesie, przy drodze
z Nadleśnictwa do Kończyc.
 Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

10.03.2008

W czwartek, 13 marca 2008 r. o 10:00 rozpocznie się XVII sesja Rady Miejskiej w Rudniku nad Sanem.
______________________

9.03.2008

Link do kolejnej, autorskiej galerii zdjęć z Rudnika nadesłał Grzegorz Sekulski (thx).
Pośród nich są prawdziwe historyczne perełki, jak zdjęcie piłkarzy sprzed kilkudziesięciu lat, załoga zakładu
"Jarot" z lat pięćdziesiątych, zdjęcia rudnickich koszykarzy, zdjęcia procesji Bożego Ciała, pochodów 1-maja,
archiwalne ujęcia rudnickiego rynku i uliczek itd. itp.
Jednym słowem, to trzeba zobaczyć !
A można to zrobić tutaj .
______________________

8.03.2008

W ostatnią środę odbyła się zapowiadana wcześniej prelekcja Janusza Chmiela pt. "Przesłanie z przeszłości" - Perspektywy Wikliniarstwa
w kontekście tradycji Prasko Rudnickiej Fabryki Koszyków
.
 Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie     Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie
 Odczyt spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem publiczności, o czym świadczyła frekwencja, na tyle duża,
że część publiczości zasiadła w drzwiach i w sąsiednim pomieszczeniu.
Prelegent rozpoczął opowieść od epizodu z plakatem Kabaretu Fledermaus, na którym widniał napis mówiący
o tym, że eksponaty scenografii kabaretu pochodzą ze znanej Prasko-Rudnickiej Fabryki Koszy.
Ten właśnie plakat skierował badawczą naturę Janusza Chmiela do poszukiwań, w celu poznania faktów
dotyczących wspomnianej fabryki.
Pojawił się więc motyw Warsztatów Wiedeńskich, (Wiener Werkstätte) czyli pracowni, służącej projektowaniu
i produkcji wyrobów sztuki użytkowej, a założonych w 1903 w Wiedniu, przez J.Hoffmanna, K.Mosera i J.Urbana.
Fundamentem i źródłem sukcesów Fabryki Prasko-Rudnickiej było wzornictwo, bazujące na pracach najsłynniejszych designerów wiedeńskich tego okresu.
Pointę prelekcji stanowiło tytułowe "Przesłanie z przeszłości", w którym Janusz Chmiel zasugerował rudnickiemu środowisku wikliniarskiemu wyciągnięcie wniosków z sukcesów fabryki z przełomu XIX i XX wieku.
Te wnioski są w jego oczach oczywiste, chodzi o pozyskanie designerów, którzy mieliby stworzyć nowe wzory wyrobów wiklinowych, tak aby ożywić jednostajną paletę obecnego, rudnickiego koszykarstwa, opartą w dużej
części na "projektach z czasów Króla Ćwieczka".
To tradycyjne wzornictwo z jednej strony jest siłą naszego rudnickiego koszykarstwa, z drugiej zaś,
w perspektywie najbliższych czterdziestu lat może stanowić nawet o jego schyłku.
Owi designerzy, którzy mieliby tchnąć w rudnicką wiklinę ożywczego ducha, nie mogą być przypadkowymi osobami. Powinni to być np. absolwenci Akademii Sztuk Pięknych.
Już wkrótce relację z tego wydarzenia przedstawi TVM Stalowa Wola.
To naprawdę warto obejrzeć.

-----------------

Obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi na udział w tej bardzo ciekawej prelekcji.
Powyższy tekst został napisany w oparciu o relację jednego z uczestników. (serdeczne podziękowania).
Kopernik.

______________________

7.03.2008

 
Biskup Karol Wojtyła w Rudniku - nowe, interesujące ustalenia i fakty

Coraz więcej faktów pojawia się w sprawie tajemniczej wizyty
w Rudniku Karola Wojtyły
, ówczesnego biskupa krakowskiego,
a późniejszego Papieża Jana Pawła II.
Oto co udało się ustalić ostatnio Marianowi Pędlowskiemu (thx),
rudnickiemu radnemu, który od dawna również próbuje wyjaśnić
tę intrygującą historię :
       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

    W tym budynku nocował biskup Karol Wojtyła

Jesienią (przełom września i października), wieczorem, około dwudziestej, Stanisław Urbanik (strażak) szedł
z Tadeuszem Osetkiem, ul. Mickiewicza, w kierunku cmentarza. Była niesamowicie gęsta mgła. Przed młynem,
na wysokości budynku gospodarczego, w pewnej chwili zobaczyli bardzo wolno przemieszczające się trzy światła.
Okazało się, że szedł postawny mężczyzna z latarką, a za nim powolutku jechał samochód.
- Szczęść Boże - powiedział - podając rękę panu Stanisławowi - mężczyzna w długim czarnym, suknianym płaszczu.
- Jak dojść do plebanii ? Nie znamy terenu, przypadkiem przejeżdżamy przez Rudnik, ponieważ na trasie z Zamościa
i Biłgoraja "władza" skierowała nas tędy objazdem. Jest już późno, mgła taka, że jechać trudno, chcemy przenocować
na plebanii. Wracamy z wizytacji w Zamościu.
- Plebania jest już bardzo blisko, za około 40 metrów, w prawo, widać trochę światło z okna plebanii - odpowiedział
Stanisław Urbanik. - Mężczyzna podziękował. - Będę się za was modlił - dodał.

I tak obaj, nie rozpoznawszy z kim rozmawiali, poszli w kierunku cmentarza. Gdy po chwili odwrócili się, zobaczyli
światła skręcające w prawo. W tym momencie Tadeusz Osetek pomyślał, czy dobrze zrobili, że wskazali drogę
do plebanii. A może to jaki bandyta i szykuje napad na księdza, bo w tamtych czasach również takie się zdarzały.
Uznali jednak, że obawy są bezpodstawne, nie zawrócili do plebanii, by sprawdzić, czy faktycznie wszystko jest
w porządku i poszli dalej.

W niedzielę, ks. proboszcz Ludwik Hupkała, podczas mszy św. opowiedział o tym wydarzeniu. Powiedział, że kilka dni
temu na plebanii nocował biskup krakowski Karol Wojtyła. Rano, o godzinie szóstej odprawił mszę św. i pojechał do Sandomierza. Proboszcz podziękował Stanisławowi Urbanikowi i Tadeuszowi Osetkowi za to, że wskazali drogę biskupowi.

Stanisław Urbanik nie pamięta jednak w którym dokładnie było to roku, być może w latach 1962-65.
Obiecał, że spróbuje zastanowić się i być może skojarzy to z innym faktem.


W toku badań i poszukiwań udało się też ustalić inne fakty na temat pobytu biskupa Wojtyły w naszych stronach
w tamtych latach :

Październik 1966 - Zamość i Lubaczów

Karol Wojtyła, pełniąc funkcję arcybiskupa-metropolity krakowskiego, jadąc z Lublina do Lubaczowa zatrzymuje
się w Zamościu (m.in. nawiedza kolegiatę). Lubaczów był jednym z etapów obchodów Millenium Chrztu Polski.
Etapem ważnym, oprócz Wojtyły, przybył tu wtedy także kardynał Stefan Wyszyński.

Ponowna wizyta przyszłego Papieża na zamojskiej ziemi przypadła na rok 1966. Wtedy to ksiądz arcybiskup Wojtyła
jadąc do Lubaczowa, wstąpił na modlitwę do zamojskiej Kolegiaty.

Po raz kolejny na ziemię zamojsko-lubaczowską przybył ks. Karol Wojtyła już jako arcybiskup metropolita krakowski pod koniec października 1966 r.

Jesteśmy coraz bliżej wyjaśnienia szczegółów tej niezwykłej historii. W Rudniku, a może poza nim, są jeszcze
z pewnością inni świadkowie tego wydarzenia. Może znają go z przekazów bliskich lub znajomych.
A jeśli tak, to wciąż aktualna jest prośba, żeby podzielić się tymi informacjami, np w formie emaila na adres :
rudniks@poczta.onet.pl

______________________

6.03.2008

Z emaili od Rudniczan :

Zdecydowanie polecam książkę Andrew Tarnowskiego "Ostatni Mazur".

Dowiedziałem się o niej z radiowej "Trójki", jest czytana w godzinach wieczornych,
jak pamiętam, o 20.50, chyba codziennie. Ku mojemu zdziwieniu, nazwa miasta
"Rudnik na Sanem" z Trójki padała co kilka zdań, zainteresowany dotarłem do źródeł.
Książkę mam w domu, czytam z prawdziwą przyjemnością.
Jest to solidny pamiętnik rodziny Tarnowskich, napisany rzetelnym językiem.
Dzięki tej książce dowiedziałem się o wydarzeniach, które są ściśle związane
z Rudnikiem i pewne fakty można powiedzieć "krzyczą".
   Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

Namiary na tę książkę (księgarnia internetowa) :

http://merlin.pl/Ostatni-Mazur-Opowiesc-o-wojnie-namietnosci-i-stracie_Andrew-Tarnowski/browse/
product/1,584282.html

http://merlin.pl/Ostatni-Mazur-Opowiesc-o-wojnie-namietnosci-i-stracie_Andrew-Tarnowski/browse/product/1,584282.html#fullinfo

[Email i informację nadesłał Sib, thx!]

______________________

5.03.2008

Z prasy lokalnej.

   Sławomir Zając wybrany do Rady Trenerów

Szkoleniowiec piłkarzy Orła Rudnik Sławomir Zając to jeden z odważniejszych trenerów młodego pokolenia,
pracujących w klubach naszego regionu.
Zając znany jest z "ostrego" języka, nie boi się powiedzieć to, co myśli. Nie odwraca głowy w drugą stronę, kiedy
jego drużyna jest na boisku oszukiwana. Ale ta odwaga ma swoją cenę, trener Orła ma wielu wrogów. Nie przejmuje
się nimi, wie bowiem, że kto jest uczciwy, zawsze znajdzie wspólny z nim język.
- Jak będę nadal oszukiwany na boisku, to będę o tym głośno mówił. Obojętnie kogo to będzie dotyczyło.
Różnego rodzaju układziki trzeba przynajmniej starać się wyeliminować - mówi.

Z takim podejściem do spraw piłki Zając może daleko zajść. Póki co, wybrany został do działającej przy Podkarpackim Związku Piłki Nożnej Rady Trenerów. I dobrze, bo odważnych, mówiących o funkcjonujących w naszym regionalnym
futbolu układach trzeba mówić jednym i coraz donośniejszym głosem.

[Pisz, Echo Dnia]
______________________

W Nowinach Rzeszowskich ukazał się kolejny artykuł traktujący o rudnickim liceum.
Tym razem treść była już aktualna i zgodna z faktycznym stanem rzeczy :

    Liceum do wynajęcia

Burmistrz nie dogadał się ze starostą w sprawie przejęcia części budynku liceum. Powiat chciał oddać sale lekcyjne
gminie, bo szkoła świeci pustkami.
- W liceum jest 16 klas i tylko 7 oddziałów - mówi Władysław Pracoń, starosta niżański. Powiat chciał nieodpłatnie
użyczyć część klas rudnickiej gminie. W ten sposób starostwo zaoszczędziłoby 26 tys. zł rocznie.
Rudnik był zainteresowany propozycją, bo dodatkowe pomieszczenia rozładowałby ciasnotę w Publicznej Szkole
Podstawowej nr 2. Burmistrz Waldemar Grochowski zapowiedział, że chętnie pomoże liceum i przejmie cześć budynku
od powiatu. Ostatecznie jednak odmówił.
- Podczas pierwszego spotkania ze starostą była mowa o salach wokół auli i na pierwszym piętrze - mówi Grochowski.
- Nas interesowało piętro. Potem starosta zaproponował nam tylko klasy przy auli.
Burmistrz wyjaśnia, że odmówił ich przejęcia, bo warunki tam są gorsze niż w PSP nr 2.
- Trudno, będziemy szukać innych rozwiązań - komentuje starosta Władysław Pracoń.

[bp, Nowiny Rzeszowskie]
______________________

4.03.2008

W najbliższą środę, 5 marca o 14:00, w rudnickim Centrum Wikliniarstwa odbędzie się prelekcja Janusza Chmiela :

pt. "Przesłanie z przeszłości" - Perspektywy Wikliniarstwa w kontekście tradycji Prasko Rudnickiej Fabryki
Koszyków
.

Prelekcji towarzyszyć będzie wystawa wiklinowych koszyków wielkanocnych.
Wstęp na imprezę jest wolny.

Ci, którzy będą mieć taką możliwość i znajdą czas, aby wysłuchać tej prelekcji, z pewnością poznają
wiele niezwykle interesujących faktów, zdjęć i historii.

______________________

3.03.2008

Okazało się, że wczorajszy artykuł z internetowego wydania Nowin był nieaktualny już w momencie jego
umieszczenia na stronie www. Fakty są bowiem takie, że w wolnych salach budynku rudnickiego liceum
nie będzie szkoły podstawowej.

Link do wspomnianego artykułu
______________________

   Miła niespodzianka w kopeckim lesie

 Przyjemnie zaskoczeni zostaną wszyscy miłośnicy rowerów górskich
i przełajowych, którzy po zimowej przerwie odwiedzą trasy rowerowe
na zboczach Góry Głogowiec, w lesie pomiędzy Kopkami a Tarnogórą.
Zastaną tam zupełnie nowe pętle, ósemki i meandry. Trasy te wymagają
od jeżdżących nimi ubezpieczenia w postaci kasków i ochraniaczy.
Trzeba dodać, że już od kilku lat Ludowe Zespoły Sportowe organizują
w tym miejscu mistrzostwa i zawody rangi wojewódzkiej i ogólnopolskiej.
 Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie       Kliknij, aby zobaczyć w większym formacie

______________________

2.03.2008

Dzisiaj w Nowinach Rzeszowskich pojawił się artykuł, którego treść stoi w sprzeczności z pismem burmistrza
Waldemara Grochowskiego, opublikowanym na oficjalnej stronie miasta. Gdzie zatem leży prawda ?
Oto treść wspomnianego artykułu :

Rudnik nad Sanem. Część liceum weźmie gmina

Starostwo chce oddać gminie cześć budynku miejscowego liceum. Powód to oszczędności. W szkole jest za mało
uczniów, by wykorzystać wszystkie klasy. W liceum jest 16 klas i tylko 7 oddziałów - mówi Władysław Pracoń,
starosta niżański. - Szkoła to dwa budynki, jeden z nich chcemy użyczyć gminie nieodpłatnie.
Starosta decyzję tłumaczy oszczędnościami. Powiatowi odpadną koszty utrzymania części budynku, a to suma
26 tys. zł w skali roku.
-
Nie stać nas na luksus utrzymywania pustego budynku - mówi starosta. - Rudnik ma trudną sytuację lokalową
w Publicznej Szkole nr 2 i w Gimnazjum. Pomieszczenia w naszym liceum pewnie się miastu przydadzą.

Gmina chętnie skorzysta z propozycji powiatu.

- Rozumiemy problem starosty i jesteśmy gotowi pomóc - mówi Waldemar Grochowski, burmistrz Rudnika.
- Zawsze wspieramy nasze liceum. Już wcześniej miasto zaangażowało się w rozwiązanie sporu między rudnickimi
"Orlętami" a szkołą, która nie chciała przyjąć ich imienia. Teraz też pójdziemy na rękę powiatowi.
Gmina ma przeanalizować rozkład pomieszczeń i przejąć je od 1 września. Weźmie też na siebie koszty utrzymania
przejętej części budynku ogólniaka.
[bp, Nowiny Rzeszowskie]

______________________

1.03.2008

  Nie będzie szkoły podstawowej w budynku liceum

W internecie zostało opublikowane pismo, w którym Burmistrz Rudnika dziękuje Staroście Niżańskiemu
za propozycję wynajęcia wolnych pomieszczeń liceum dla potrzeb Szkoły Podstawowej nr 2.
W końcowej części pisma burmistrz oznajmił, że miasto z tej propozycji nie skorzysta.

Link do tego pisma.

----------

Dodajmy, że pismo to jest wynikiem burzliwych dyskusji, których kulminacja miała miejsce podczas
ostatniej sesji Rady Miasta. Pozostawiając rozwiązanie tej kwestii samorządowi i środowisku związanemu z oświatą
trzeba też dodać, że w rudnickim liceum w 16 salach lekcyjnych uczy się teraz tylko 7 klas, a prognozy na rok
następny mówią nawet o 5 klasach.